Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bez gotowania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bez gotowania. Pokaż wszystkie posty

12 grudnia 2012

Czy Sushi Kushi?


Wczoraj na obiad gościło u nas sushi. Miałyśmy okazję nieco poeksperymentować i sprawić sobie trochę przyjemności, ponieważ do wykorzystania czekał na nas voucher wygrany w konkursie na najciekawszy opis SushiParty. 


Łodzianie pewnie zdążyli już zaznajomić się z nową formą cateringu w mieście. Dla osób z poza Łodzi dodam, że Sushi Kushi to firma proponująca specjały kuchni japońskiej na dowóz

Ale może zacznijmy od kwestii finansowej. Jasnym jest, że kuchnia japońska nigdy nie będzie w Polsce tak tania jak rodzime pierogi czy zapiekanka w budce przy Centralu. Nasza przyjemność kosztowała (z dowozem) 45zł, bo drugie tyle pokryła wygrana (50zł) = 95zł za całość. Oczywiście studenckie kieszenie taki wydatek przeżyłyby  mocniej, ale ceny (jak za sushi) klasyfikują się na dobrym poziomie


O jakości przywiezionego nam zestawu niestety nie można wypowiedzieć się już tak pozytywnie. Tutaj pojawiały się poważne niedociągnięcia. Ryż, który w sushi nie powinien być dominujący przez nieumiejętnie zrobioną zaprawę był wyraźnie za słodki. Firma w swoim menu proponuje klientom rolki sushi smażone w tempurze. Pomysł całkiem ciekawy, szczególnie, że obcokrajowcy lubią nieco bardziej wyraziste smaki. Jednak jego realizacja zawiodła nasze oczekiwania. Ciasto było mocno przesiąknięte tłuszczem (niewiadomego pochodzenia), sam smak „panierki” mączny, a konsystencja gumiasta. Całość powinna nosić raczej nazwę „Wszystkie przysmaki z dna frytownicy”, a nie Futomaki Fashion Ten. Klasyczne Hosomaki kucharz Sushi Kushi serwuje w wersji dla lalek tzw. „rozmiar dziecięcy”. Do plusów na pewno można zaliczyć świeżość składników i ich jakość (np. wyjątkowo dobre surimi). Tuńczyk, z Uramaki Toro Gold, posiadał bardzo przyjemny zapach.


Jako ciekawostkę zamówiłyśmy jeszcze Strawberry Roll – które według tego co napisane jest na stronie przedstawia się jako „Rolka ze świeżymi truskawkami i cynamonem owiniętymi słodkim ryżem i sojowym nori, polanymi słodką śmietanką”. Sojowe nori to nic innego papier ryżowy. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu kucharz na pięć kawałków zużył tylko JEDNĄ truskawkę, kładąc po plasterku (grubości żyletki) na każde zawiniątko. Całość smakowała jak ryż z owocami u babci. Dobre, ale czy powinno znaleźć się w takim menu? Och, jeszcze sosy, a jakże inaczej! Czy to plus czy nie, możemy się sprzeczać - sos sojowy był niedobry za to sos unagi (którego żadna z nas nie miała wcześniej okazji próbować) był zaskakujący. Unagi jest sosem o dość gęstej konsystencji i słodkawym posmaku ale z wyczuwalną nutą sosu sojowego. Może dlatego przypadł nam do gustu, nie dominował całości swoim mocno słonym smakiem (to pisałam ja - Hunter :)); podkreślał smak rolki i był ciekawą odmianą. Pasta wasabi o zdecydowanie średniej mocy, ponieważ Hunter była w stanie wziąć ją sobie na cały opuszek palca i zjeść samą bez buchania żywym ogniem przez uszy.


Zgodnie stwierdziłyśmy, że bez vouchera byłybyśmy ogromnie zawiedzione i złe jakością zamówienia. Nie planujemy fundować sobie kolejnych atrakcji w Sushi Kushi. Czy ktoś z Was ma doświadczenia z tą firmą? Jak ją oceniacie? Może to my miałyśmy niefart trafić na zły dzień w Sushi Kushi? :) 

15 października 2012

Na polowaniu poza domem: niezwykła cukierenka!

Chciałam się z Wami podzielić jeszcze jedną ciekawostką na którą natknęłam się będąc na targach NaturalFood. Na jednym ze stoisk można było zobaczyć babeczki, pralinki i cukiereczki rodem ze sklepiku wprost z bajki. Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że te cudeńka to kosmetyki do kąpieli! 



Zastanawiałam się, czy gdybym nabyła takie wyroby cukiernicze do kąpieli wolałabym na nie patrzeć czy używać... a może spróbować zjeść? Bo oprócz uroczego wyglądu również zapachy były naprawdę kuszące. :)

Nie mam na celu robienia reklamy firmie zajmującej się produkcją tych kosmetyków, ponieważ żadnego z nich nie miałam okazji wypróbować. Jeśli ktoś z Was zna te produkty i może coś o nich powiedzieć, chętnie się dowiem czy warto kupić. Ceny zdecydowanie nie należą do najniższych, chociaż wszystko zależy od zasobności portfela. 

Gdyby ktoś chciał - więcej informacji na SkarbiecNatury. A ja wstawiam jeszcze kilka zdjęć, które można znaleźć na ich stronie: 

24 września 2012

Nie taki tost zwykły jakim go malują!

Szybkie, ciepłe, smaczne, łatwe, niezdrowe. Można zatem powiedzieć śmiało – idealne

Nie wiem czy znam kogoś kto tostów nie lubi, ale z całą pewnością nie znam nikogo kto nie potrafiłby ich zrobić.  

Chociaż nie jest to przekąska, która byłaby wyjątkowo odkrywcza kryje w sobie całkiem sporo potencjału. U nas w domu tosty bardzo często goszczą w porze śniadania. 

Niezliczone możliwości połączeń sprawiają, że nie można szybko się znudzić. Trzeba tylko kreatywnie podejść do sprawy! Ser, szynka i kukurydza? A! Przeżytek! Jednym z moich ulubionych połączeń jest świeży szpinak z serem pleśniowym. 

Dla inspiracji kilka innych kombinacji:
  • oscypek + ogórek konserwowy
  • mozzarella + pomidor + świeża bazylia
  • ser żółty + por + jajko na twardo + majonez
  • ser pleśniowy + cebula w drobne piórka + roszponka + orzechy
Domyślam się, że każdy z Was również ma swoje ulubione kombinacje! Podzielcie się nimi w komentarzach i powiedzcie u kogo dzisiaj na śniadanie też były tosty :)

11 lipca 2012

Zupka chińska w nowej odsłonie


Przyjaciółka studentów, ludzi zapracowanych i tych którzy mają dwie lewe ręce do gotowania – zupka chińska. Jest szybka, ciepła i bardzo tania. Niestety nie jest zdrowa ani pożywna, ale raz na jakiś czas można pozwolić sobie na małe grzeszki. Hunter darzy zupki błyskawiczne zaskakująco silnym uczuciem, w szczególności sam „rosołek”. Ja jeśli już jem koncentruję się na kluskach, zalewam całość możliwie najmniejszą ilością wody, tak by wszystko dało zjeść się samym widelcem. Chyba nie można zaprzeczyć, że wprowadzenie 1958 roku zupek chińskich na rynek zrewolucjonizowało i przewróciło życie niektórych ludzi do góry nogami. Za wszystko dziękować można panu  Momofuku Andō, wynalazcy. Warto chyba też wspomnieć, że jego polski naśladowca Tao Ngoc Tu, zajmuje 93 miejsce na liście 100 Najbogatszych Polaków. 

My chciałyśmy dzisiaj Wam przedstawić nieco inny sposób na zupki błyskawiczne. Typowo studencką i mało zdrową (ale za to jaką pyszną) sałatkę, której bazą są właśnie owe zupki. 

Składniki:

- 3 zupki chińskie (smak w miarę neutralny – wege, krewetkowa, krabowa, rosół) 
- 1 papryka (można dać pół czerwonej, pół żółtej – kwestia inwencji twórczej)
- 1 większy ogórek 
- 1 puszka kukurydzy konserwowej 
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku 
- majonez

Przygotowanie: 

Zupki drobno kruszymy, do miski dodajemy wszystkie smakowe dodatki i zalewamy niewielką ilością wody. Tak by cala mogła zostać wchłonięta i by makaron zdołał napęcznieć. 

W czasie kiedy nasz makaron dochodzi do siebie. Kroimy w drobną kostkę paprykę i ogórka. Pokrojone warzywa wrzucamy wraz z odsączoną kukurydzą do naszego wystudzonego makaronu. 

Cebulkę podsmażamy i dopiero wtedy dodajemy do reszty. Czosnek przeciskamy/kroimy drobno. 

Całość raczymy sporą ilością majonezu. Chociaż dla wielu z Was będzie brzmiało to jak najgorszy horror. Oczywiście można majonez połączyć pół na pół z czymś lżejszym, jak jogurt czy śmietana. Wtedy będzie to horror w wersji light :) 

Sałatka jest bardzo prosta, a jednak w smaku zaskakująco dobra. Podane proporcje są orientacyjne.

Upgrade Hunter: Jeżeli nie jesteś na diecie wegetariańskiej i też przez głowę przemknęła Ci myśl o kurczaku – wiedz, że on tam pasuje. W takim przypadku weźmiemy pierś z kurczaka (podwójną z mniejszej sztuki bądź jedną większą) i podsmażymy na złoto. Inwencja z przyprawami dowolna, mogą być jak do gyrosa, z włoską nutą czy tradycyjnie po Polsku, na maśle. Nasza sałatka zyskuje +10 do smaku i +15 do szpanu wśród studenckiej braci. 


Mamy nadzieję, że skusicie się i sami spróbujecie przepisu o ile do tej pory jeszcze nie mieliście okazji go poznać. 

Smacznego! 

30 maja 2012

Ekstremalna słodycz PRL-u


Ciasta, ciasteczka, babeczki, cukierki, batoniki, lody… jest niezliczona ilość sposobów by dostarczyć naszemu organizmowi trochę obrzydliwie niezdrowego cukru :)

Cukroholicy dobrze znają to uczucie, kiedy zbliża się „ochota na coś słodkiego”. Hunter, widząc mnie w takim stanie spogląda ze współczuciem i na pocieszenie głaszcze po głowie. Kompletnie nie ma pojęcia co to znaczy „być na głodzie”! ;)

Osobiście znam dwie genialne, ale bardzo mało wyrafinowane, formy słodyczy. Mleko w proszku i zagęszczone słodzone mleko w puszce. 

Mogłoby się wydawać, że to zwykłe produkty z których da się wyczarować coś ciekawego. Z mleka w puszce po ugotowaniu można zrobić wafel (dobry komunistyczny przysmak) albo użyć go jako składnik masy do ciasta. Mleko w proszku też ma sporo zastosowań…

Tylko po co psuć coś co jest idealne w swojej prostocie? Mleko w proszku nasypane do kubka, z dodatkiem łyżeczki cukru i kilku łyżek wody/mleka po dokładnym wymieszaniu zamienia się w cudownie słodką, lepką maź, która zakleja buzię prawie jak mordoklejki. Niepowtarzalny smak... chciałoby się powiedzieć "tylko dla koneserów"! (Zaledwie 2400 kcal!)

Mleko w puszce to wyzwanie dla nielicznych. Osobiście mogę zjeść naraz zaledwie kilka łyżek. Oczywiście podejść robi się wiele wiec można z powodzeniem cieszyć się cudowną słodkością np. przez cały dwugodzinny film! (+ 1800 kcal do dziennego spożycia) 

Chyba lepiej znane niż mleko w proszku. Dostępne także w wersji kieszonkowej "w tubce". Sporo mniejsza ilość radości... ale na wykładach sprawdza się rewelacyjnie.

Ilu z Was zna te sposoby? Mnie nauczyła ich moja mama, która lubuje się w PRL-owskich smakach i zawsze podkreśla pochodzenie tych wynalazków. Może znacie inne sposoby na ekstremalne słodkości?