23 maja 2012

Na polowaniu poza domem: Glonojad w Krakowie


Przy okazji Krakowskich Juwenaliów i koncertu Apocalypticy (jajć!) na którym byłyśmy razem udało nam się wstąpić na Plac Matejki, gdzie pod numerem 2 mieści się bar o przesympatycznej nazwie – Glonojad.  


W końcu czym byłaby wycieczka bez postoju na posiłek? Plac Matejki jest zaledwie kawałeczek drogi od Dwroca Głównego PKP i może właśnie dlatego wybór padł na tę kanajpkę. Chociaż trzeba się przyznać, że udało nam się ładnie pobłądzić i zanim, w strugach deszczu, dotarłyśmy na miejsce obeszłyśmy cały rynek… który wcale nie jest po drodze ;)

Ogólne wrażenie: bardzo dobre! Duży bar na środku, z mnóstwem uroczych dodatków. Słoje wypełnione po brzegi ogromnymi owsianymi ciastkami. Oszklona lada z sałatkami, które można dobrać sobie do zamówienia. Sporo stolików, różnego rodzaju. W miłej i przytulnej atmosferze spokojnie usiądą sobie dwie osoby przy małym stoliczku, ale bez problemu zmieści się też sześć osób przy jednym z większych. Szkoda, że nam nie udało się trafić na ładną pogodę, bo przed wejściem rozstawiony był ogródek.



Menu: to pierwszy minus. Było nieczytelne i według nas źle zrobione. Glonojad codziennie oferuje inne dania, które aktualizowane są na tablicy przy barze, jednak kompletnie nie dało się wywnioskować tego z karty. Swoją drogą karta dań to kawałek tektury, na którą nalepiono naklejkę.



Skoro mamy menu to chyba logiczne, że obsługa podejdzie do nas. Niestety to jakiś dziwny zwyczaj (a może jego brak), który niezmiernie mnie czasem irytuje. Nie zawsze wiadomo gdzie właściwie powinno się iść zamówić. W kilkugwiazdkowej restauracji jest to oczywiste… tutaj nie do końca.

Hunter zamówiła wyprażany syr, a ja upgrade’owaną pizzę skrzyżowaną z tortillą (czyli Quesadillas)

Danie okazało się dużym niewypałem. Były to zwykłe placki tortilli (śmiem stwierdzić, że kupne) z nadzieniem w formie mieszanki warzyw z patelni. Miedzy innymi papryka, która była źle usmażona. Coś podobnego robię w domu, kiedy w lodówce jest już tylko światełko. Niestety… nie polecam tortillowej pizzy z jalapeno el Quesadillas. 

Hunter dostała możliwość wyboru sałatek do swojego dania (ja takowej opcji nie miałam, a szkoda). Spośród wszystkich wybrała miks sałat i surówkę z kapusty kiszonej. Obie były smaczne i świeże. Oprócz tego na talerzu wylądowały także smażone ziemniaczki i smażony syr. Hunter opisała go jako "smaczniutki", lekko podwędzany... jak oscypek. Generalnie było smacznie z jednym "ale" - dodatki jak kasza, ryż, ziemniaki były serwowane z podgrzewaczy, a co za  tym idzie nie były zbyt ciepłe...

Ceny: jak na całkiem niezłą lokalizację i Kraków – bardzo przystępne. Można śmiało iść podczas przerwy obiadowej w pracy, po szkole, w weekend ze znajomymi. 

W ogólnym rozrachunku dajemy Glonojadowi 6/10 punktów. 

A czy ktoś z Was odwiedzał już może krakowskiego Glonojada? :)


Zdjęcia pochodzą z: Facebook Glonojad

3 komentarze:

  1. też byłam na Apocalyptice :)
    W glonojadzie zdarzyło mi się jeść, ale zdecydowanie preferuję Vegę na Krupniczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba się było sporo na tę Apocalyptice naczekać :) ale było warto!

      Przy następnej okazji postaramy się wstąpić także do Vegi :)

      Usuń
  2. często przechodzę obok, ale jakoś nigdy nie złożyło się, żebym tam jadła ;)

    OdpowiedzUsuń

Smacznego!