13 marca 2013

Kofta, złość i łzy...

Każdemu zdarza się niekiedy, że wykipi mleko, ciasto opadnie, albo coś się przypali. Teraz padło na mnie. Gdyby ktoś powiedział mi jak skończy się dzisiejsze gotowanie od razu zajęłabym się czymś innym i do kuchni nawet nie wchodziła.


Od jakiegoś czasu chciałam spróbować przygotować coś na kształt kofty. Rozglądałam się po innych blogach, jakie są sposoby na spolszczoną (prostszą) wersję i zabrałam się za mieszanie w garach.

Wszystko było dobrze do momentu smażenia kuleczek. Po chwili kąpieli zaczęły przywierać do dna, rozpadać, a na powierzchni pojawił się gęsty dywan z koftowych farfocli. Byłam tak wściekła, że najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się nad kuchenką... Hunter próbowała mnie uspokoić, a to doprowadziło do jeszcze większego szlochu. 


Zdarzyło się Wam kiedyś dojść do kresu wytrzymałości podczas gotowania? Jak dużo emocji wkładacie w swoje pichcenie i jeśli coś się nie udaje jak odreagowujecie? Byłabym też ciekawa czy macie jakieś pomysły - dlaczego kofta tak tragicznie zachowała się podczas gotowania. 

W składzie jest ser, mąka kukurydziana i ziemniaki! Oleju było wystarczająco dużo by kulki mogły pływać. 

9 komentarzy:

  1. Zdarza mi się czasem. Największa wpadka ? jak mnie głowa naszej rodzinki i wkurzyła i zamiast chyba 500 ml mąki do rogali marcińskich wsypałam ... 500 g mąki... oj co ja się nabluźniłam ... a robiłam je na własne urodziny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pocieszając...
    Kiedyś robiłam jednocześnie bułki drożdżowe z rozmarynem i "mleczne". Jedną mąkę osłodziłam, drugą posoliłam i... pomyliłam :)
    Wyszły słone bułki z jajkiem, mlekiem i cynamonem. Oraz słodkie z rozmarynem i wodą.
    Obrzydliwości! Załamałam się kulinarnie na kilka dni. Dosłownie bałam się piekarnika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się dzisiaj męczyłam dwie godziny z marcepanem. Przyklejalo sie to talatajstwo do lap i sie odklejac nie chcialo. Wrzucilam w muffiny i upieklam. Po powrocie z pracy mąż zjadł i stwierdzil ze zadego marcepanu nie czuje. Wiec uszy do gory :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy jeszcze nie zabierałam się za robienie kofty i po Twoim wpisie raczej się to szybko nie zmieni. Chociaż na zdjęciu wygląda bardzo apetycznie;)
    Ja od dłuższego czasu zmagam się z wegańskim ciastem marchewkowym. Za pierwszym razem wyszedł idealny, ale następne trzy powtórki kończyły się zakalcem. Całe szczęście, że i w takiej formie ciasto smakuje wyśmienicie, aczkolwiek gości takim już nie poczęstuje. Cierpię również niewysłowione męki, ponieważ nie chcą mi wyjść wegańskie naleśniki, już nawet straciłam zapał do próbowania i tylko z zazdrością patrzę jak inni blogerzy prezentują je u siebie;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli w procesie tworzenia było tylko przeszkód, to ja się zastanawiam jak będzie wyglądać kofta bez przeszkód?! Bo ta 'po przejściach' wygląda na pewno smakowicie.
    Jedyny pomysł dlaczego tak nieładnie zachowywały się na patelni, to fakt, że olej nie był wystarczająco gorący. Jak ja coś smażę, to musi się na prawdę dobrze rozgrzać - smażyłam placuszki z jabłkami, pierwsze wyszły okropne, rozleciały się w drobny mak ale czym dalej w las tym lepiej - patelnia była dobrze rozgrzana i olej też. Także następnym razem rozgrzej dobrze samą patelnię, potem olej też dobrą chwilę potrzymaj i do dzieła! :)

    Powodzenia i do następnego sukcesu kulinarnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj współczuję... znam ten stan złości przy gotowaniu... ostatnio też sobie piekłam i za szybko (jakąś minutę) wyciągnęłam fondanty i niestety rozlały się bo część "ścięta" była ścięta za mało... też byłam załamana...

    ale widzę, że nie wszystkie się tak rozpadły =>

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj mnie też się zdarzają takie dni kuchennych niewypałów i zakalców, nie znoszę ich... ale głowa do góry, nawet jak za pierwszym razem coś nie wyjdzie, to potem z reguły jest lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oj tam, na zdjęciu wyglądają bardzo dobrze, a smaczne były chociaż te kuleczki? Ja jestem zdania, że lepiej próbować nowych rzeczy, nawet jak nie wyjdą za pierwszym razem, bo zawsze to trening czyni mistrza i za kolejnym razem wyjdą genialnie! Pozdrawiam ciepło, pomimo śnieżycy za oknem.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja miałam podobną historię właśnie z koftą. Pięknie się formowały, ale podczas smażenia niestety zaczęły się rozpadać, a ja wtedy w bek, bo nie miałam żadnego awaryjnego pomysłu na obiad, no i też dlatego, że w przepisie wszystko pięknie wyglądało, a mi nie wyszło. Oj, te kofty potrafią doprowadzić kobiety do łez ;)
    Natalia

    OdpowiedzUsuń

Smacznego!